Tydzień 14

Sajgon - Phnom Penh

Dzień 92: niedziela, 1 lutego 2004

Rano podczas naszej swobodnej rozmowy przy śniadaniu w knajpce pan siedzący obok pyta "Panowie mówią po Polsku?". Nie wyglądał na Polaka. Co gorsza siedział z nami jakiś czas! "Tak, mówimy po Polsku" odpowiadamy zdziwieni. Okazuje się, ze studiował matematykę w Polsce w latach 70-tych, pochodzi z Boliwii, na stałe mieszka w Kanadzie. Wspomina czasy studenckie, które nam też nie są obce. Jego polszczyzna po tylu latach jest imponująca. Dowiadując się, że mamy zamiar odwiedzić Boliwię, proponuje pomoc brata, który tam mieszka. To pierwsza dłuższa rozmowa po polsku w naszej podróży, nasze śniadanie znacznie się przedłuża. Na mszę idziemy do katedry Notre Dame. Część wiernych, głównie młodszych, uczestniczy w nabożeństwie siedząc na swych motorkach przed kościołem. Wiedzieliśmy że motorek to ważna część życia Wietnamczyka, ale żeby do tego stopnia? Wracając do hotelu przechodzimy przez jeden z sajgońskich parków, znów motorki, na nich romantyczne pary zakochanych. Wieczorem przy bilardzie poznajemy młodego Anglika, który na wieść, że za kilka dni jedziemy do Kambodży, poleca nam jeden z tamtejszych hoteli. Najważniejsze to wymiana informacji miedzy podróżnikami, można oszczędzić wiele czasu.

Dzień 93: poniedziałek, 2 lutego 2004

Naprawa kamery to priorytet dzisiejszego dnia. Po małym rozczarowaniu w serwisie Canona znajdujemy kolejny punkt naprawczy, kamera ma być gotowa dziś na 19:00. Żeby jakoś wypełnić dzień, udajemy się do Pałacu Reunifikacyjnego, znanego z zakończenia konfliktu wietnamsko-amerykańskiego. Rankiem 30 kwietnia 1975 roku północnowietnamskie czołgi sforsowały bramę pałacu, co było znakiem zwycięstwa komunistów. Dwa słynne czołgi wciąż stoją tuż przy pałacu na znak zwycięstwa, a na maszcie powiewają dwie flagi. Jedna z nich to narodowa flaga Wietnamu, druga dobrze znana, czerwona z żółtym sierpem i młotem. Wieczorem odbieramy naprawioną kamerę i kupujemy bilet autobusowy do Phnom Penh, stolicy Kambodży.

Dzień 94: wtorek, 3 lutego 2004

Trasa do granicy z Kambodżą to końcówka wietnamskiej Highway No.1, bardzo zatłoczonej. Dookoła rozciągają się pola ryżowe głównego obszaru rolniczego Wietnamu leżącego w Delcie Mekongu, rzeki znanej nam już z południowych Chin. Odprawa paszportowa szybka i sprawna. Po 5 minutach marszu jesteśmy już w Królestwie Kambodży. Tu kontrola celna zabiera niecałą godzinę, przy okazji poznajemy parę z Francji podróżującą po południowo-wschodniej Azji na rowerach. Przejechali już prawie 2500 km. Po stronie kambodżańskiej czeka na nas kolejny autobus, kompletny złom, do tego coś się w nim zepsuło, opuszczamy granicę z małym opóźnieniem. W autobusie poznajemy Szweda Jonasa. Czekając na prom przez Mekong obserwujemy tutejszą biedę. Ludzie jeżdżą głównie pickupami, pasażerowie siedzą nawet na dachu, podróżując razem ze związanymi świniami leżącymi na podłodze skrzyni. Głowy mają obwiązane kolorowymi chustami chroniącymi przed kurzem. Dookoła naszego busa tłum dzieci sprzedających napoje i jedzenie. Na prom czeka jeszcze kilka innych autobusów, w jednym z nich widzimy naszego znajomego Tobra. Do Phnom Penh dojeżdżamy około 15. Wraz z Jonasem udajemy się do polecanego Guesthouse No.9. Położony kawałek od centrum, tuż nad jeziorem, prawdziwy raj dla młodych z plecakami. Klimatowe knajpki, świetna muzyka, pełno młodych osób z całego świata, pokoje za dolara od osoby, wielki taras wychodzący w jezioro, bilard za darmo i hamaki na tarasie! Miejsce jakiego do tej pory nie doświadczyliśmy.

Dzień 95: środa, 4 lutego 2004

Pierwszy dzień na nowej ziemi. Dzień zapoznania z miastem, orientacji w lokalnych cenach i transporcie. I tu coś nowego i zarazem dziwnego, w większości sklepów ceny podawane są w amerykańskich dolarach, a reszta wydawana w lokalnych rielach. Kompletny mentlik, trudno na początku się połapać. Nie ma jednak problemu z porozumiewaniem się, język angielski z powodzeniem wystarczy. Na ulicach zdecydowanie mniej motorków, co przechodzenie przez ulicę czyni znacznie łatwiejszym i bezpieczniejszym.

Dzień 96: czwartek, 5 lutego 2004

Udajemy się do portu nad rzeka Tonle Sap, skąd wypływają promy do Siem Reap, kolejnego miejsca na naszej trasie. Staramy się znaleźć tani transport, trafiamy do sekcji promów towarowych, ale nikt nie zna dokładnego rozkładu rejsów. Trzeba przyjść z bagażem i czekać na przystani, bo w każdej chwili może coś płynąć. W drodze powrotnej odwiedzamy świątynię Wat Phnom, od której pochodzi nazwa miasta, wat to po kambodżańsku świątynia. Świątynia ta, powstała w 1373 roku, jest jedną z najstarszych w mieście. Wchodząc trzeba zdjąć buty i nakrycie głowy. Wewnątrz stoi pozłacany posąg Buddy, dookoła palące się kadzidełka, złożone w ofierze owoce, warzywa i pieniądze, modlącym się przygrywa buddyjska muzyka. Przed wejściem do świątyni siedzą ludzie z klatkami pełnymi ptaszków podobnych do wróbli. Za drobną opłatą można wykupić ptaka z niewoli i wypuścić go, choć podobno wyszkolone są tak, by wracać do swojego pana. Spytany o to jeden z właścicieli klatek zaprzecza stanowczo, jednak mało przekonująco. Wat Phnom położona jest na wzgórzu otoczonym parkiem, w którym główną atrakcja są małpy. Są ich dziesiątki i wszystkie czekają na coś do jedzenia. Wieczorem na tarasie hotelu spotykamy się z Jonasem. Pracuje w Iraku dla pokojowej organizacji zajmującej się rozminowywaniem pól. Pytamy go o miny w Kambodży, czytaliśmy, że są tu prawdziwą zmorą. Każdego roku ludzie giną lub są poważnie okaleczani. Dowiadujemy się, że miny były zakopywane przypadkowo i bez żadnych planów. Stąd tyle problemów z ich usunięciem.

Dzień 97: piątek, 6 lutego 2004

Rano we trzech na jednym motorku, kierowca i nas dwóch, co typowe w tym mieście, jedziemy do muzeum słynnego więzienia S-21. Związane jest ono z okresem panowania Czerwonych Khmerów, na czele których stał krwawy wódz Pol Pot. Od 1975 roku jego czteroletni reżim pochłonął setki tysięcy ofiar, głównie dobrze wykształconych Khmerów. W więzieniu przesłuchiwano i bestialsko torturowano więźniów. Ogromna ekspozycja zawiera zbiory zdjęć i narzędzi tortur. Z więzienia udajemy się na Pola Śmierci oddalone około 20 km od Phnom Penh. Tu rozstrzeliwano, a nawet, by oszczędzić kul, grzebano żywcem w masowych grobach więźniów z S-21. Czasy panowania Pol Pota to najgorszy okres w całej historii Kambodży, okres w którym brat zabijał brata. Po powrocie do miasta odwiedzamy lokalny targ w centrum, ogromną halę przykrytą kopułą, od której odchodzą cztery długie ramiona. Można kupić wszystko, co ważniejsze, należy się targować. Zwiedzamy też Pałac Królewski, oficjalną siedzibę króla. Na jego terenie znajduje się Srebrna Pagoda, wyłożona pięcioma tysiącami srebrnych płytek, o wadze 1 kg każda. Wewnątrz stoi rzeźba Buddy wzrostu człowieka, wykonana ze szczerego złota, waży ponad 90 kg, do tego wysadzana jest 9584 diamentami! Dowiadujemy się, że jedno z malowideł na ścianach restaurowali Polacy. Z pałacu idziemy jeszcze nad Tonle Sap i tu miła niespodzianka, na jednym z masztów polska flaga.

Dzień 98: sobota, 7 lutego 2004

Kolejny raz odwiedzamy port. Tym razem wcześnie rano w nadziei, że będzie dziś barka do Siem Reap. Sprawdzamy po kolei kilka statków i znajdujemy jeden, wypływa dziś, więc dogadujemy cenę i czym prędzej udajemy się do hotelu, by zdążyć wymeldować się przed południem. Kupujemy jedzenie, wodę na dwa dni rejsu i o 15 zjawiamy się na barce. Młody Khmer przedstawia się jako manager statku informując, że wypływamy koło 16-17, jak tylko kapitan wróci. Cierpliwie czekamy, ale kiedy robi się 19 i kapitana ni widu, ni słychu, pytamy co z rejsem. Manager na to, że dziś niestety nie wypłyniemy i proponuje nocleg na barce. Mamy płynąć jutro rano o 7. Spędzamy więc noc na łodzi.

Poprzedni tydzień

Lista tygodni

Kolejny tydzień