Tydzień 18

Railay Beach - Krabi - Surat Thani - Ko Pha Ngan

Dzień 120: niedziela, 29 lutego 2004

Wczesnym rankiem zaczynamy rozglądać się po klubach wspinaczki szukając najlepszej oferty. Po dwóch godzinach poszukiwań przymierzamy sprzęt i za kolejnych kilka minut stoimy już pod ścianą z naszym tajskim instruktorem i dziewczyną ze Szwecji, która będzie wspinać się z nami. My mamy za sobą małe wspinaczkowe co nieco z czasów studiów. Zaczynamy od łatwych, niewysokich ścian przechodząc na coraz wyższe. Railay Beach uważana jest za jedno z większych centrów wspinaczki na świecie. Przy wspinaniu za plecami rozciąga się morze, widoki z góry są przepiękne, co daje dodatkową energię do wspięcia się jak najwyżej. Wspinaczkę kończymy późnym popołudniem.

Dzień 121: poniedziałek, 1 marca 2004

Rano wodną taksówką opuszczamy Railay, snując plany powrotu do tego raju, w którym bez trudu można łączyć wypoczynek z aktywnością fizyczną. Z miasteczka Krabii, do którego musieliśmy wrócić, jedziemy autobusem prawie cały dzień do Surat Thani. Jest to miasteczko portowe, z którego wypływają promy na wschodnie wyspy Tajlandii. My udajemy się na wyspę Pha Ngan słynącą z Full Moon Party. Impreza ta odbywa się co miesiąc w czasie pełni księżyca, na plaży Hat Rin w południowo-wschodniej części wyspy. Zjeżdżają się na nią młodzi podróżnicy z niemal całej Tajlandii, na ostatniej było ponad 15 tysięcy ludzi! Prom odpływa o 23, to nocna łódź, w której śpi się na podłodze. Nasze materace sąsiadują z miejscami dwóch dziewczyn z Anglii. Nocny rejs upływa na gadaniu.

Dzień 122: wtorek, 2 marca 2004

Na Pha Ngan przypływamy wczesnym rankiem. Od portu do Hat Rin jest około 15 km, które pokonujemy autostopem razem z naszymi nowymi koleżankami. Trafiamy na plażę Hat Rin Sun Set, leżącą 10 minut pieszo od miejsca, gdzie odbywa się Full Moon Party. A do kolejnego Full Moon zostało cztery dni! Nasz bungalow to prosta chatka z toaletą, prysznicem i balkonem. Dziewczyny mieszkają w takim samym kilka metrów dalej. Wieczorem wybieramy się do knajpek na plaży, każda z nich ma swój niepowtarzalny klimat, swoja muzykę i drinki. Na piasku porozkładane są bambusowe maty z małymi drewnianymi stoliczkami i świeczkami. Co jakiś czas odbywają się pokazy mistrzów ognia, czyli młodych Tajów żonglujących i wymachujących zapalonymi na końcach kijami. Niepowtarzalna atmosfera.

Dzień 123: środa, 3 marca 2004

Rano na orzeźwienie kąpiel w morzu, a później śniadanko w knajpie. Niemal w każdej knajpie przez cały czas wyświetlane są najnowsze filmy, niektóre ciężko nawet zobaczyć w kinie. Spotykamy też naszych znajomych rodaków. Opowiadają nam o Nepalu, w którym byli kilkanaście dni temu. Nepal to jedno z kolejnych marzeń Piotra. Z przyjemnością słuchamy ich opowieści i oglądamy zdjęcia. Poznajemy kolejne osoby, jest ich tyle że trudno spamiętać imiona.

Dzień 124: czwartek, 4 marca 2004

Znów budzimy się w raju. Dzień jak co dzień, pierwsza myśl od rana: chce się tu zostać na zawsze. Tu jest idealnie, ciepło, nie trzeba się martwić o ubranie, gdyż cały dzień spędza się w szortach do pływania. Nawet jeść się nie chce, owoce, które można wszędzie kupić w zupełności wystarczają. Ludzie, których spotykamy, są tu po kilka tygodni, a nawet miesięcy. Można też spotkać takich, którzy przyjechali tu na wakacje kilka lat temu i ciągle tu są. Pracują w knajpkach na plaży lub uczą nurkować. Też dobry sposób na życie.

Dzień 125: piątek, 5 marca 2004

Jeden dzień do Full Moon. Tym razem dzień z historią Polski. Nie żeby nam słońce zaszkodziło, ale zakupiona w Kambodży książka o Lechu Wałęsie i przemianach w Polsce tak wciągnęła Piotra, że spędza prawie cały dzień pod palmą czytając, jak to naprawdę było kilkanaście lat temu w naszej ojczyźnie. Paweł w tym czasie odwiedza górę, z której rozciąga się wspaniały widok na morze.

Dzień 126: sobota, 6 marca 2004

To już dziś zobaczymy, jak wygląda osławione Full Moon. Historia głosi, że kilkanaście lat temu na tej plaży, takiej jak każda inna na wyspie Pha Ngan, grupa backpackerów, czyli ludzi z plecakami, zrobiła sobie imprezę w czasie pełni księżyca. Byli oni taki mili, że każdy mógł się do nich przyłączyć. Część z nich zdecydowała wrócić i zrobić kolejne party w czasie kolejnej pełni. I tak trwa to po dzień dzisiejszy. Wieczorem wraz z polską ekipą ruszamy na Full Moon. Uliczki w okolicach plaży są kompletnie zatłoczone, setki ludzi dookoła, spotykamy nawet jednego człowieka z Polski, którego poznaliśmy wcześniej, przyjechał specjalnie na to party. Plaża z każdą chwilą jest coraz pełniejsza. Wszędzie muzyka, wszyscy tańczą na piasku w rytm podawany przez DJ-ów z różnych knajp. Atmosfera idealna, co chwilę mijamy znajomych poznanych w poprzednich dniach. Na party panuje drink robiony z Red Bulla, podawany w małym, plastikowym wiadereczku z którego pije się przez słomkę. Każdy zaprasza do podłączenia się swoją słomką do wiaderka. Na plaży palą się wielkie pochodnie, przy których popisują się Tajowie miotający ogniem. My wracamy do domku o 10 rano, a impreza trwa nadal!

Poprzedni tydzień

Lista tygodni

Kolejny tydzień