Tydzień 7

Kunming - Jezioro Dian - Kunming

Dzień 43: niedziela, 14 grudnia 2003

W Kunming na dworcu spotykamy rodaka, zagaduje do nas po tym, jak dostrzega polską flagę na jednym z plecaków. Szukamy hotelu i po raz pierwszy w Chinach spotykamy się z odmową zakwaterowania, ponieważ hotel nie ma licencji na przyjmowanie obcokrajowców. Inny, polecany przez Lonely Planet, już nie istnieje. W końcu znajdujemy pokój. Formalności zajmują biednym dziewczynom trzy kwadranse, mają wyraźne problemy z pisaniem łacińskimi literami. Kunming, położone nad jeziorem Dian i otoczone górami, zwane jest Miastem Wiecznej Wiosny i my tę wiosnę naprawdę czujemy. Jest bardzo zielone, mnóstwo palm i bambusowców, piękne parki z fontannami i oświetloną rzeką. Tu będziemy spędzać Boże Narodzenie. Wieczorem próbujemy szaszłyka z psa, świetnie doprawiony.

Dzień 44: poniedziałek, 15 grudnia 2003

Szukamy kościoła katolickiego, dostajemy kilka adresów w informacji turystycznej. Po drodze wchodzimy na targ herbaciany, gdzie zostajemy zaproszeni przez pewnego Chińczyka na małe dobre śniadanko. Zahaczamy o tajski konsulat, tu prawdopodobnie będziemy załatwiać wizę do Tajlandii. W tym samym miejscu znajduje się Stowarzyszenie Chrześcijan w Kunming. Kościół okazuje się być tuż obok naszego hotelu.

Dzień 45: wtorek, 16 grudnia 2003

Jedziemy nad jezioro Dian, które jest podobno świetnym miejscem na biwak, chcemy to sprawdzić. Nad jeziorem rozciąga się Park Narodowy, w którym biwakować nie wypada. Dostajemy się na drugą stronę parku, częściowo pieszo, częściowo minibusem. Tam, tuż nad drogą biegnącą przy brzegu jeziora, znajdujemy świetne miejsce na dwa namiociki, na małym wzniesieniu, tuż pod pionową ścianą skalną. Czekamy do zmroku i rozbijamy obóz.

Dzień 46: środa, 17 grudnia 2003

Dzień zaczyna się pięknym słońcem, ruszamy dalej. Po lewej 30 tysięcy hektarów jeziora, po prawej wznoszące się na 300 metrów zbocza, na które szukamy jakiegoś łagodnego wejścia. Po drodze trafiamy do małej świątyni buddyjskiej w jaskini. Odbywają się tam jakieś modły, kapłanki palą kadzidełka, dzwonią dzwonkami i składają żywność w ofierze. W końcu znajdujemy miejsce na kolejny biwak. Rozpalamy ognisko i przyrządzamy obiad, fasolę z mięsem kupioną w mieście. Zasypiamy przy wspaniałym widoku oświetlonego nocą miasta Kunming i jeziora Dian.

Dzień 47: czwartek, 18 grudnia 2003

Wita nas przepiękny wschód słońca, po którym ruszamy dalej w górę. Kolejne miejsce na biwak jest tuż pod szczytową granią, jakieś 250 metrów ponad taflą jeziora. Szybko rozbijamy namioty i jemy obiad. Koło naszego obozu przechodzi stara pasterka ze stadem kóz. Bardzo przygląda się namiotom, mamy wrażenie, ze pierwszy raz widzi coś takiego. Z obozu idziemy zobaczyć co jest za ową granią, która towarzyszy nam już od trzech dni. Okazuje się, że jest tam mnóstwo świetnych miejsc na biwakowanie, przez chwilę żałujemy, że rozbiliśmy się niżej. Spotykamy jeszcze kilku pasterzy z kozami. Do namiotów wracamy wieczorem. W nocy mały deszczyk.

Dzień 48: piątek, 19 grudnia 2003

Ranek pochmurny i nie zanosi się na lepszą pogodę. Zwijamy się szybko i ruszamy do miasta. Pierwszy zatrzymany kierowca zawozi nas do samego centrum Kunming. Wracamy do tego samego hoteliku, recepcjonistki wyciągają stare karty meldunkowe, co oszczędza sporo czasu. W pokoju rozwieszamy mokre namioty i resztę sprzętu, co upodabnia pokój do sklepu turystycznego. Jesteśmy nieźle zmęczeni, więc wcześnie kładziemy się spać.

Dzień 49: sobota, 20 grudnia 2003

Po kilkudniowym pobycie w górach nad Jeziorem Dian postanawiamy zorganizować sobie dzień odpoczynku w Kunming. Śpimy dość długo, popołudniem idziemy do centrum miasta. W wąskich uliczkach roi się od miejsc, gdzie można kupić niemal wszystko. Chiny to komunistyczne państwo, jednak bogactwo sklepowych witryn niczym nie przypomina Polski przed rokiem 1990. Wykorzystujemy sposobność i oglądamy amerykański film w zestawie kina domowego w centrum handlowym. Dzień kończy się zupa z psa, smażonymi robakami i ślimakami na ostro.

Poprzedni tydzień

Lista tygodni

Kolejny tydzień